© PIBR – wszelkie prawa zastrzeżone
godz. 17:37, 21.11.2024 r.
O przyszłości nadzoru audytowego i całej profesji biegłych rewidentów rozmawiamy z Andrzejem S. Nartowskim, autorytetem corporate governance.
Andrzej S. Nartowski - prawnik z praktyką w organach spółek handlowych, ekspert corporate governance i rynku kapitałowego. Był m.in. prezesem Polskiego Instytutu Dyrektorów (2006 – 2014) i wydawcą „Przeglądu Corporate Governance”. Publicysta, laureat nagród za publicystykę międzynarodową i ekonomiczną. Honorowy Członek Giełdy.
Andrzej S. Nartowski: Tak, to niewątpliwie jest problem. Państwo jest nieskuteczne w nadzorze, to jeden z wniosków przywołanego raportu. Rozszerzenie zakresu nadzoru nowo powołanej instytucji niczego nie zmieni, może wręcz dodać ryzyka, zwłaszcza, że projekt nie jest poparty jakąś przekonującą analizą skutków poprzedniej ustawy. Nadzór publiczny powinien być skoncentrowany na ryzyku systemowym, w pozostałych obszarach samorząd sobie poradzi.
Oczywiście, że chodzi tu zwiększenie wpływu państwa – projektodawcy piszą o tym w zasadzie wprost. Nowelizacja nie zmierza ku poprawie praktyki audytu, lecz wzmocnieniu nadzoru nad nim. Zamiast rozwiązać problemy, zamierza się wzmacniać państwo, tworzyć organ, budować struktury, procedury i fundusze. W ogóle mnie to nie dziwi, jesteśmy po prostu świadkami rugowania samorządności z kolejnej dziedziny życia publicznego. A ponieważ PANA będzie nadzorowało także różnego typu „wrażliwe” usługi, taki na przykład audyt partii politycznych stanie się czysto fikcyjny.
KNA narzekała na problemy kadrowe i pojawienie się PANA nie rozwiąże ich jak magiczną różdżką – ale nie sądzę, żeby brak odpowiednich specjalistów stał się przeszkodą dla uruchomienia tej instytucji. Obok autentycznych ekspertów PANA zatrudni zapewne wielu „swoich ludzi”, których kompetencje będą sprawą drugorzędną. Czy były szef KNF albo niektóre osoby zatrudniane na kierowniczych stanowiskach w NBP znalazły się na swych posadach dzięki najwyższym kompetencjom?
Należy być tu bardzo ostrożnym. Polskie spółki mają możliwość szukania kapitału na rynkach zagranicznych, więc jeśli chcemy utrzymać atrakcyjność warszawskiego parkietu, nie możemy mnożyć kosztów i barier wejścia na giełdę. Udoskonalenie mechanizmów kontrolnych podczas procesu wchodzenia na rynek regulowany jest potrzebne, ale to nie może być np. tak, że spółki na dwa czy trzy lata przed ewentualnym debiutem będą musiały poddać się rygorom jak jednostki zaufania publicznego.
Nie uważam, żeby to rozwiązało problemy audytowanych jednostek i innych interesariuszy. Joint audit nie gwarantuje otwarcia rynku dla mniejszych firm audytorskich, nie wzmocni ich pozycji względem „wielkiej czwórki”. Popieram natomiast postulat wydłużenia okresu rotacji. Usłyszałem kiedyś stwierdzenie, że w pierwszym roku współpracy audytor może co najwyżej zapamiętać, gdzie znajduje się u klienta łazienka. Cóż, nie zgadzam się z tym – jeśli w pierwszym roku audytor nie jest w stanie zaproponować niczego sensownego, w nadzorowanej przeze mnie spółce zarządziłbym wymianę go na bardziej rozgarniętego. Uważam, że rozsądną kadencją jest siedem lat – zapewnia z jednej strony zdrową rotację, a z drugiej pozwala dobrze poznać się wzajemnie.
Mówiąc o rotacji, nie zapominajmy jednak o zakresie usług świadczonych przez firmy audytorskie. Owszem, istnieją zasady niezależności, ale i tak uważam, że do zwiększenia jakości audytu najbardziej przyczyni się skupienie działalności firm audytorskich na badaniu sprawozdań finansowych. Tymczasem nowelizacja dopuszcza kontynuację stanu obecnego: najwięksi audytorzy w ramach swoich grup kapitałowych będą w dalszym ciągu świadczyć wiele różnych usług, wzbogacając dochody z badania consultingiem, doradztwem podatkowym i prawnym czy dodatkowymi usługami atestacyjnymi, a zatem pośrednio kształtując owe sprawozdania finansowe.
W większości dziedzin widzę wyraźną merytoryczną przewagę rozwiązań samorządowych nad instytucjami państwowymi. Nadzór audytowy nie jest tu zatem wyjątkiem. Kontrolerzy zatrudnieni przez państwowego nadzorcę ograniczą się zapewne do sprawdzania formalnego przestrzegania regulacji i określania sankcji za ewentualne odchylenia.
Wzmacnianie kwalifikacji biegłych rewidentów, aby nadążali za intensywnie zmieniającym się światem, to niewątpliwie jedno z kluczowych zadań stojących przed środowiskiem. To się nie zmieni nawet, jeśli realizowanie go w ramach działalności nadzorczej nie będzie już możliwe. Abstrahując od mojej krytycznej oceny projektu nowelizacji, dla biegłych rewidentów to dobra okazja do autorefleksji. Samorząd musi się trochę wymyślić na nowo i sam sobie udowodnić, że jest potrzebny. Kto wie, może ze złej zmiany wyniknie autentycznie dobra?
Jeżeli chcesz otrzymywać wiadomości o bieżącej działalności PIBR, przejdź do strony z zapisami.